Antoni Windak, lat 90, 35 lat pracy jako górnik strzałowy Kopalni Soli „Wieliczka", od 1978 r. emeryt.
Antoni Windak urodził się 3. 08. 1923 r. w Koźmicach Wielkich, syn Joanny z Kaczorów z Koźmic Wielkich i Józefa Windaków. Ojciec pochodził z Janówki. Dziadek Antoniego był leśniczym. W 1918 r. został zastrzelony przez Moskala w rodzinnej wsi. Razem z babcią Magdaleną z Marszalików, spoczywają na cmentarzu w Dziekanowicach. Józef Windak pracował na kolei, gdy stracił pracę, gospodarzył na 6 morgach żony. Joanna i Józef Windakowie wydali na świat sześcioro dzieci: Antoniego, Józefa (zmarł), Wiktorię, Genowefę, Stanisława i Julię.
Uczęszczał do Szkoły Powszechniej w Koźmicach Wielkich przed wybuchem II wojny światowej, gdy kierowali nią: Antoni Szaper, a następnie Franciszek Poniewierski, Ferdynand Fryt. Ukończył cztery klasy, a do każdej chodził przez dwa lata, bowiem jako najstarszy z dzieci musiał pracować w gospodarstwie rodziców. Pamięta ks. Tomczykiewicza, proboszcza z Gorzkowa, który uczył go religii. Wówczas uczniowie rozpoczynali rok szkolny Mszą św. w kościele w Gorzkowie. Pamięta, że w szkole rąbał drzewo i palił w piecach. Dla rodziców nie ważna była nauka tylko robota w domu, w gospodarstwie, pomagał ojcu - jeździł końmi.
W czasie okupacji niemieckie, w 1942 r. od Franciszka Kusiny, wójta Koźmic Wielkich , jako najstarszy z dzieci, otrzymał kartę do stawienia się na wyjazd do Niemiec na przymusowe roboty. Mama chcąc go uchronić przed wyjazdem zabrała kurę z gospodarstwa i udała się do Pawlikowic do pana Pirowskiego, który pracował w wielickiej kopalni i znał dobrze język niemiecki. Jego staraniem Antoni został przyjęty do pracy w kopalni przez inżyniera Jana Słowika. Dyrektorem zakładu był Kanaszkiewicz ale faktycznie kopalnia podlegała Niemcom, braciom Echtermeyer. Jeden z nich, Heinrich, zarządzał pracami na dole i był dobry dla załogi a drugi, Otto, był na powierzchni - nie szanował pracowników, często kopał ludzi za byle przewinienie.
Antoni został przyjęty do pracy i pierwszy zjazd odbył szybem Daniłowicza na III poziom. Na podszybiu znajdowała się ołtarz, gdzie każdy górnik klękał i mówił pacierz. Chodziło się do pracy na trzy zmiany, na okrągło w soboty i niedziele, w ciągu doby było tylko 8 godzin odpoczynku. Praca była bardzo ciężka. Pracowali w chodniku przy pomocy łopaty, kilofa, młotu, ładowali sól do skrzyń, z jednego urobku było ok. 12 skrzyń soli. Wspomina: „Nas młodych zatrudniano „do zboja" do najcięższych robót. Podlegałem sztygarowi Tadeuszowi Wojtowiczowi. Zdarzało się, że jeździłem końmi z których jeden zwany był „Cygana". Konie stacjonowały na IV poziomie w stajni, było ich 15,16, zajmowało się nimi trzech ludzi, po jednym na każdej zmianie. Dzięki nim transportowano urobek solny chodnikami. Z tego okresu pracy zapamiętał cudowne zdarzenie, gdy siedział pod ociosem, czekając na kolegę, w pewnym momencie przeszedł na drugą stronę chodnika, a tu ocios pod którym siedział urwał się. Mógł zginąć." Po latach przyznaje, że to był cud.
Z początkiem grudnia 1943 r., kiedy wyjechaliśmy z nocnej szychty, z cechowni grupą udaliśmy się na warzelnię. Dowiedzieliśmy się o egzekucji dokonanej przez Niemców na Polakach naprzeciw warzelni na nasypie kolejowym, w odwecie za zamach żołnierzy AK na „Bubkę", strażnika Czecha na kopalni, który mieszkał w „Turówce". Poszliśmy z ciekawości w kierunku warzelni. Niemiec nas rozgonił ale ja mimo to widziałem jak dwóch zastrzelonych Niemcy wrzucali na samochód.
W 1944 r. na III poziomie w kopalni pracowali Żydzi. Widziałem jak Niemiec bił jednego z nich stylem od łopaty."
Postanowił włączyć się w walkę z okupantem. W 1942 r. wstąpił do Armii Krajowej (AK) do 6 kompanii, 4 odcinek Kraków Miasto. Dowódcą kompani był kapitan Edward Pyciński ps. „Orsza", a plutonu Władysław Masior pseudonim (ps.) „Dąbrowa". Złożył przysięgę: „W obliczu Boga Wszechmogącego Najświętszej Marii Panny Królowej Korony Polskiej, przysięgam na Krzyż Święty i Mękę Zbawiciela, ze będę wiernie stał na straży Honoru Rzeczpospolitej Polskiej. Prezydentowi Rzeczpospolitej Polski, Naczelnemu Dowódcy Armii Krajowej bezwzględnie będę posłuszny, tajemnicy służbowej dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało." Otrzymał ps. „Mocny". Jego pluton działał na terenie Koźmic Wielkich od 1942 r. do 18. 01. 1945 r. „Mocny" należał do drużyny wywiadowczej. Brał udział w ćwiczeniach bojowych, w zebraniach oraz w szkoleniu teoretycznym, które odbywały się u Wojciecha Gabrysia ps. „Wojtek" lub u Jana Kaczora. Miał również za zadanie przenoszenie informacji, wywiad jaki sprzęt Niemcy przywożą do szkoły w Koźmicach Wielkich, ilu żołnierzy, gdzie wytyczają posterunki?. Wojsko niemieckie stacjonowało w szkole od lipca 1944 r. do stycznia 1945 r. Obok wymienionych w czasie konspiracyjnych zebrań spotykał: Józefa Gabrysia ps. „Wolny", Franciszka Ciaptacza ps. „Bystry", Stanisława Kowala ps. „ Gwiazda", Tadeusza Kaczora ps. „Krzywy", kapitana Edwarda Pycińskiego, Stanisława Nawalanego ( pseudonimu nie pamięta), Józefa Hajduka i Mariana Czerwienia. Niemcy zastrzelili kilku członków, kilku już nie żyje, paru wyjechało na Zachód. Podczas ćwiczeń i zebrań Antoni zajmował się sprawami według rozkazu przełożonych. Do 1993 r. nie zgłaszał się do Związku Żołnierzy AK. Tak długo bał się represji jakie władze PRL-czyniły byłym żołnierzom AK.
Pamięta wydarzenia ze stycznia 1945 r. kiedy to Niemcy stacjonujący w Wieliczce na Lekarce uciekali przez Koźmice na pięciu furmankach przed posuwająca się na zachód Armią Czerwoną. Przed budynkiem Gminy Niemcy zatrzymali go i nakazali mu powożenie końmi. Na drodze pod Gorzkowem zastrzelili Józefa Hajduka i Mariana Czerwienia. W Sieprawiu wzięli go do restauracji i nakarmili, cały czas obawiali się by nie zbiegł, bo nie potrafili kierować końmi. Dojechali do Kalwarii, gdzie na jadących nadleciało 5 samolotów, które obniżyły lot i z nich lotnicy strzelali z karabinów maszynowych do uciekających. Pan Antoni skorzystał z zaistniałej paniki i zbiegł do lasu. Gdy samoloty odleciały patrol niemiecki z psem poszukiwał go. Miał przy sobie 100 zł. W jednej zagrodzie dano mu mleka i chleba, chciał zapłacić - gospodarze nie przyjęli pieniędzy. Utrudzony dotarł piechotą do rodzinnego domu w Koźmicach Wielkich 138. (domu już nie ma, a na gruncie ojców syn Kazimierz wybudował dom dla swojej rodziny i mieszka w nim).
16. 04. 1945 r. został powołany do Polskiego Wojska, którego celem było utrwalanie władzy ludowej. Był w 13 dywizji w Będzinie. Po roku powołali go do I Dywizji, do której wybrano 66 żołnierzy powyżej 170 cm wzrostu. Stacjonowali w rejonie Warszawy w Wesołej koło Rembertowa. Z konspiracji umiał prowadzić musztrę, był rozprowadzającym, stąd w WP dostał awans na bombardiera. W 1947 r. wraz z kolegami brał udział w zabezpieczaniu wyborów do Sejmu. Było to w Sobolewie na Lubelszczyźnie, w nocy patrole żołnierzy dokonywały kontroli domostw, sprawdzali gdzie ludzie mają i czytają gazetę PSL Piast Stanisława Mikołajczyka. Ludzi bito za czytanie tych gazet, aresztowano m.in. wójta, sołtysa. Czytać mogli tylko „Trybunę Ludu". Pan Antoni chronił ludzi przed prześladowaniami, informował ich o rewizjach i ostrzegał aby te gazety ukryli, bo inaczej mogą być aresztowani.11 listopada pamięta jak dowódca grupy operacyjnej porucznik Szymański podczas kontroli restauracji, chciał zgwałcić restauratorkę. Pan Windak i jego koledzy stanęli w obronie bitej, kopanej kobiety, sumienie nie pozwoliło mu na takie jej traktowanie. Grożono mu więzieniem - po tym wydarzeniu został odsunięty od udziały w pracy grupy operacyjnej. Pamięta, że przez miesiąc szukali Stanisława Mikołajczyka, prezesa PSL Piast, gdy ten uciekł do Anglii. W 1947 r. Pan Antoni został zdemobilizowany.
Powrócił do domu i wrócił do pracy w Kopalni Soli w Wieliczce. 8. 02. 1948 r. w Wieliczce w kościele św. Klemensa zawarł związek małżeński z Zofią Kowal z Koźmic Wielkich, ur. 19. 01. 1928 r. Zofia i Antoni Windakowie zamieszkali w Koźmicach Wielkich w domu nr 9, rodziców żony: Wiktorii i Józefa Kowalów. Na świat przyszły dzieci: Barbara, Jadwiga (zmarły w dzieciństwie), Władysław, Stanisław, Kazimierz, Adam. W 1998 r. Zofia i Antoni Windakowie obchodzili 50. lat pożycia małżeńskiego i otrzymali od Prezydenta RP Medal za Długoletnie Pożycie. Zofia zmarła 22.11. 2001 r., spoczywa na cmentarzu w Koźmicach Wielkich. Była bardzo pracowita i pobożna.
Antoni pracował w kopalni i w gospodarstwie. W pracy był solidny i ciekawy. Interesowała go praca żeleźników w przodkach, przeszedł za komuny kurs żeleźniczy i do końca pracował jako strzałowy. Na szychtę otrzymywał 20 kg amonitu, musiał w przodku wywiercić 4 do 8 otworów, założyć do nich amonit, i z bezpieczniej odległości zapalić lont. Potem w pracy używali niemieckich wiertarek typu Simens. W bitych chodnikach otrzymywali urobek solny. Najgorsze było bicie szybików zwanych rolochami i transport w nich urobku solnego między poziomami. Jako przodowy wykonywał najcięższe prace, ulg nie miał bo był bezpartyjny. Jego kierownikiem za komuny był sztygar Michał Bylica. Przymusowo należał do Związku Zawodowego Górników, o czym wiedział bo strącano mu składkowe z pensji.
Wspomina wydarzenie z lat 50.tych jak Kułakowski z ołtarza na podszybiu na III poziomie zdjął krzyż i wrzucił go do szybu, za jakiś czas wpadł do szybu i poniósł śmierć. Dowiedział się o tym gdy był w Sanatorium w Iwoniczu podczas kazania na Mszy św. Wspomina, że pracował m.in. razem z Albinem Trzaską z Krzyszkowic, Franciszkiem Kaczorem z Janowic.
Za pracę w kopalni podczas „Barbórek" otrzymał: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, brązowy, srebrny, złoty, w 1975 r. - Odznakę Przodownika Pracy Socjalistycznej.
Oprócz pracy zawodowej zajmował się uprawą ziemi, hodowlą bydła, trzody i drobiu aby utrzymać rodzinę, rozbudowywał zagrodę: dobudował dom, wzniósł stodołę, budynek gospodarczy, garaż. Wstawał o trzeciej w nocy i kosił trawę na łące, o już o godz. 5-ej wychodził do pracy w kopalni. Szedł 4 km. piechotą, w drewniakach. W pracy otrzymywał odzież roboczą-zgrzebne ubranie, 1 litr mleka dziennie jako że pracował w przodku, deputat węglowy 15 metrów, sól. Angażował się w życie społeczne Koźmic Wielkich, brał udział w budowie Dom Kultury, wbił pierwszą łopatę pod budowę kościoła (kamień węgielny wmurowano w 1984 r.), a także budynku gospodarczego przy kościele. Za sołtysa Józefa Zająca był w Radzie Sołeckiej. Był członkiem Społecznego Komitetu Budowy Gazociągu, a następnie Wodociągu, we wsi, który otwarto w 1996 r.
Pracował w wielickiej kopalni do 1978 r., gdy miał 55 lat życia i 35 lat pracy na dole przeszedł na emeryturę. Od 1982 r. należał do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. W 1993 r. starał się o przyjęcie do Koła Wieliczka Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej - oświadczenie o jego zaangażowaniu w AK złożyli Władysław Jamróz i Władysław Masior. Dokumenty przyjmował Julian Klejdys, prezes Koła - nie przyjęto go.
Obecnie pan Antoni jest wdowcem, ma czterech synów, 11 wnuków i 11 prawnuków, a wśród nich Antoniego Bączyka, do którego żartem mówi: „Antoni gonił myszy po jabłoni". Państwo Windakowie przyjęli na mieszkanie Kazimierza Mikę, nauczyciela miejscowej szkole. Mieszkał u nich 8 lat, traktowali go jak piątego syna.
11 sierpnia (niedziela) 2013 r. w kopalnianej kaplicy św. Kingi, tradycyjnie Mszę św. odprawiał o. Ludwik Kurowski, kapelan braci górniczej oraz gość, ks. Zdzisław Sochacki, proboszcz Parafii na Wawelu - m.in. modlił się w intencji Antoniego Windaka. W Mszy św. uczestniczyła rodzina Jubilata oraz Jadwiga i Kazimierz Mikowie, Jadwiga i Józef Dudowie, Szczepan Stanek, radny Rady Miejskiej w Wieliczce. Emerytów kopalnianych z Koźmic reprezentował Józef Talapka. Jubilata zebranym przedstawił Kazimierz Mika:
„Jako nauczyciel początkujący w Szkole Podstawowej w Koźmicach Wielkich mieszkałem w latach 1965 - 1973 u Państwa Windaków. Wrosłem w tą rodzinę i czułem się jej członkiem. Miałem możliwość czynnej obserwacji codziennego życia tej rodziny, organizacji pracy, wolnego czasu i wzajemnych relacji rodzinnych. Pozwoliło mi to wyrobić sobie zdanie o gospodarzu Antonim Windaku, tytanie pracy, chłopo-robotniku, strzałowym w wielickiej kopalni soli, zapalonym gospodarzu, który uważał, że: „najpierw oporządzić gadzinę a potem zjeść obiad", odpowiedzialnym ojcu rodziny. Pan Antoni Zawsze twierdził, że „rodzina musi mieć dach nad głową i mieć co włożyć do garnka". Zapewniał jej podstawowe potrzeby biologiczne i psychiczne: miłości, poczucia bezpieczeństwa, akceptacji dla dzieci, kontaktów rówieśniczych i sąsiedzkich itp. Człowiek do tańca i do różańca. Przy wysokim poczuciu religijności nie stronił od imprez środowiskowych i towarzyskich: dożynki, festyny, zabawy publiczne. Był chcianym i lubianym kompanem biesiad rodzinnych, lubił pośpiewać.
Jako początkujący nauczyciel nazywam go profesorem pedagogiki. Czynna obserwacja życia rodzinnego Windaków, stosowanych metod wychowawczych w stosunku do czterech synów była dla mnie najlepszą Akademią Pedagogiczną.
Antoni Windak - dusza człowiek. Dobrze zbudowany. Przy pierwszym kontakcie sprawiał wrażenie oschłego, mało przystępnego a nawet groźnego. Tymczasem na co dzień jest to niezwykle łagodny, uczuciowy, przyjazny i opiekuńczy mąż i ojciec rodziny. Niezawodny i przystępny sąsiad.
Pan Antoni to patriota. Chociaż prawdopodobnie nigdy nie użył tego wielkiego słowa, to wykazywał ogromną troskę o sprawy Ojczyzny Polski. Najbardziej ubolewał nad marnotrawstwem dóbr ojczystych. Nie znając praw ekonomii słusznie przewidywał, że gospodarka socjalistyczna długo nie pociągnie. Owocem jego życia są dobrze, wychowane, wykształcone i pracujące zawodowo i społecznie dzieci. Cieszy się w środowisku koźmiczan zasłużonym szacunkiem i poważaniem. To patriota lokalny. Brał udział we wszystkich ważnych wydarzeniach w życiu Koźmic: były to prace społeczne, imprezy rozrywkowo-kulturalne, mecze ukochanej „Wilgi". Można sparafrazować Sopliców z „Pana Tadeusza" i powiedzieć: „bo to już taka Antoniego choroba, że nic poza Koźmicami mu się nie podoba". Po raz pierwszy z Koźmic wyjechał dopiero przed emeryturą do sanatorium. Jak twierdzi „Było tam ładnie, ale w Koźmicach najładniej".
Z okazji Jubileuszu 90. tych urodzin Antoni Windak otrzymał solny posąg górnika nosicza soli z niecką dłuta Wojciecha Dańdy, koźmiczanina. Jubilatowi, uczestnikom jubileuszu z kapłanami wykonano przed ołtarzem św. Kingi pamiątkowe zdjęcie. Po Mszy św. Jubilat podejmował gości poczęstunkiem w komorze Warszawa. Uroczystość zorganizował Antoniemu Windakowi, syn Kazimierz, pracownik Kopalni Soli „Wieliczka".
Opr. J. Duda