I spotkanie z cyklu „Kożmice-Koźmiczanie" - 1.12. 2012 r.
Małgorzata Pasisz: „Do szkoły w Koźmicach przyszłam 1. 09. 1968 r, po pięciu latach pracy w powiecie chrzanowskim. Kierownikiem szkoły był Klemens Surówka. Na samym początku, moi uczniowie to wiedzą, były kłopoty z dyscypliną. Jednak dzięki konsekwencji jakoś człowiek sobie poradził. Potem przez 30 lat miałam spokój na lekcjach. Jedno drugiemu przekazywało, że trzeba słuchać, uważać, wtedy będzie dobrze. Każdy nauczyciel wie, że jak nie ma dyscypliny, jak uczniowie nie słuchają, to ci co chcą się nauczyć nie mogą skorzystać w pełni z tego co nauczyciel chce im przekazać. Gdy jest spokój, obejmie się całą klasę i ta praca dydaktyczna wychodzi, daje efekty, obie strony są zadowolone.
Pan kierownik Surówka był taki, że trzymał dyscyplinę wśród uczniów i pracowników-nauczycieli. Żeby zasłużyć na pochwałę, to trzeba było długo czekać. Tak otwarcie od czasu do czasu przy omawianiu hospitowanej lekcji dopiero podawał plusy i minusy pracy danego nauczyciela. Czuliśmy przed nim respekt. To miało swoje zalety.
W pracy starałam się jak mogłam i może wielu uczniów idąc dalej do szkoły nie miało jakichś problemów z nauką, z tymi przedmiotami których uczyłam, a uczyłam: chemii, fizyki, matematyki. To są przedmioty ścisłe, trudne do wytłumaczenia tak , aby do każdego ucznia dotarło.
Kto narzekał, to narzekał, a kto nie, to nie - trudno mnie to ocenić. Jak było, tak było. Może za bardzo wymagałam, może coś nieumiejętnie robiłam, czy miałam złe podejście - to ocenili uczniowie i ich rodzice. Pracę w szkole bardzo lubiłam. To było moje spełnienie życiowe. Szłam do szkoły z radością, do pracy z radością. Czasem zapominałam o tym co dzieje się u mnie w domu.
Potem miałam krótki okres gdy byłam dyrektorem szkoły. Zawsze mówiłam, że wolę słuchać niż rządzić. Miałam być na tymczasem. Gdy Pan Kazimierz Mika dostał pracę w Wieliczce, to ja objęłam dyrektorstwo. Z początku, to trochę byłam dumna z tego - no, dyrektorka. To było w takim okresie, gdy w Polsce następowały polityczne zmiany. Tworzyła się „Solidarność", niezależne związki zawodowe, co w pracy szkoły też się uwidoczniło: zawieszono krzyże w klasach, dzieci odmawiały modlitwę przed i po lekcjach, religia odbywała się w salce przy kościele. To były czasy burzliwe.
W tym czasie w starej szkole wykonano remont: wymiana okien, drzwi i założenie centralnego ogrzewania. Dobrze, że Państwo Mikowie mieszkali w szkole. W czasie wakacji, gdy byłam w Wieliczce, chociaż nie musieli, to interesowali się szkołą i jej sprawami, nadzorowali remont.
Komitet Rodzicielski był wspaniały. Nie było tak jak dziś - przychodzi ekipa, przetarg i robią. Wtedy prace na rzecz szkoły wykonywane były pracą społeczną. Panowie: Talapka, przewodniczący Komitetu, Górecki, Kaczorowa, i inni rodzice, na moją prośbę, przychodzili i pracowali. Okna, drzwi zostały wymienione, parapety betonowe założone i zrobiono centralne ogrzewanie. W klasach już nie było pieców, paliło się w piecu centralnego ogrzewania. Ludzie pracowali za słowo dziękuję. Trudno mi było pogodzić obowiązki dyrektora z prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci.
Zgłosił się na dyrektora Pan Pitera i w 1981 r. przed stanem wojennym wreszcie mogłam podziękować za tę zaszczytną pracę dyrektora szkoły. Wtedy do szkoły przyszedł Jerzy Cholewa i uczył fizyki.
Pracowałam w Koźmicach do 1996 r., a więc 28 lat. Gdy byłam dyrektorką zrobiłam kurs nauczania początkowego i przekwalifikowałam się na nauczanie tego przedmiotu. To była też wspaniała praca.
Potem na emeryturze pracowałam w bibliotece w szkole podstawowej, następnie w gimnazjum w Koźmicach. Grono nauczycielskie w Koźmicach Wielkich było zawsze zgodne, nie było konfliktów. Bardzo dziękuję, że mogłam tutaj pracować.
Świat się zmienia, dzieci się zmieniają. Teraz ja już chyba nie mogłabym z dziećmi w szkole znaleźć wspólnego języka."