I spotkanie z cyklu „Kożmice-Koźmiczanie" - 1.12. 2012 r.
Marian Grzybek: „Zaproszony na pierwsze spotkanie z cyklu Koźmice-Koźmiczanie, którego temat brzmiał „Szkoło, szkoło gdy Cię wspominam" miałem dylemat. Czego miały dotyczyć moje wspomnienia związane z miejscową szkołą. Tak się bowiem złożyło, że jako jeden z nielicznych byłem na przełomie lat 50 i 60 XX w. jej uczniem. Powtórnie przekroczyłem progi tej szkoły w 1973 r. jako nauczyciel historii i wychowania fizycznego. Pracowałem tu przez 5 lat. Po otrzymaniu propozycji objęcia stanowiska dyrektora szkoły w Węgrzcach Wielkich, opuściłem rodzinne Koźmice, ale nigdy nie zerwałem kontaktu angażując się w życie sportowe. Szczególnie bliski był mi Klub Sportowy „Wilga". Byłem bowiem jednym z tych, którzy w 1967 r. ją reaktywowali po kilku latach niebytu.
Ale powróćmy do tematu. Na początek wrócę wspomnieniami do 1954 r. Pierwszego września tegoż roku pierwszy raz zobaczyłem budynek szkoły. Co utkwiło mi najbardziej w pamięci z tego okresu? Chyba niesamowity zapach oliwy, którą była zapuszczona podłoga i dwa potężne wiązy rosnące wokół budynku. Ale w mojej pamięci pozostaje najbardziej postać wieloletniego Kierownika Szkoły p. Klemensa Surówki. Można z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że był to „człowiek-legenda". Do dzisiaj, mimo iż zakończył pracę w tutejszej szkole prawie pół wieku temu, wspomina się Jego niekonwencjonalne metody wychowawcze, kulturę, takt, poszanowanie rodziców i uczniów. Ci którzy pobierali edukację w szkole, kiedy kierował szkołą na pewno pamiętają poniedziałkowe apele, na których „prezentowano" szczególnie niesfornych uczniów. Uczniowie otaczający wejściowe schody (każda klasa miała wyznaczone miejsce) mieli okazję poznać tych, którzy naruszyli dyscyplinę ponieważ pod okiem kierownictwa odważyli się grać w piłkę lub zośkę na boiskach, gdzie dziś stoi Dom Kultury. Tych, którzy tego nie pamiętają informuję, że były to boiska do siatkówki i koszykówki, na których w latach 50. tych ubiegłego wieku rozgrywano regularne mecze. LZS „Wilga" była wówczas klubem wielosekcyjnym. Mecze piłki nożnej rozgrywano na łące przy starej poczcie. Sport nie był aprbowany przez Pana Kierownika. Ale za to dbał aby nauczyć. Potrafił pracować z uczniem indywidualnie, do skutku. Mówiono żartobliwie, że wkładał łopatą wiedzę do głowy. Uczniowie, którzy opanowali materiał określony programem nauczania zostali wysyłani do prac porządkowych, pozostali mozolnie dalej „zakuwali".
Stałym zwyczajem panującym w tej szkole był obowiązek dyżurnych odbioru kredy do tablicy z rąk Pana Kierownika. Jeden z dyżurnych klasowych już od godziny 7. 30 musiał czatować pod drzwiami mieszkania, bowiem nigdy nie było wiadomo, kiedy w nich ukaże się „Klemens" (tak Go potocznie określano) i wręczy po kawałku kredy, który musiał wystarczyć na cały dzień. Biada temu co się spóźnił. Klasa pozostawała bez kredy cały dzień.
Charakterystyczne dla szkoły była stabilna kadra pedagogiczna i panująca wśród Grona Pedagogicznego dyscyplina. Szef budził szacunek, ale był bardzo wymagający. Nie było sprzeciwu, każdy nauczyciel wykonywał solidnie swoje obowiązki, jak również polecenia kierownika. Nauka wówczas trwała siedem lat. Do klasy szóstej wychowawcą był jeden nauczyciel, w moim przypadku była p. Helena Poznańska. Klasę siódmą corocznie przejmował p. Surówka. Ponadto pracowały jeszcze p. p. Janina Pietras z Sierczy, Józefa Kaczor, Anna Surówka, żona p. Klemensa. W późniejszym okresie dołączył p. Władysław Pirowski z Koźmic Małych. W mojej pamięci, oczywiście obok wychowawczyni, utkwiła mi p. Pietrasowa, ucząca śpiewu (tak ten przedmiot się wówczas nazywał) z nieodłącznymi skrzypcami. Zdenerwowana w czasie lekcji potrafiła przeciągnąć ucznia smyczkiem...po plecach. Druga to p. Surówkowa, człowiek o niezwykłej wrażliwości. Troszczyła się o ucznia, głodnego nakarmiła, chociaż była bardzo nerwowa. �?atwo wpadała w furię. Można było wtedy oberwać.
Na tym może zakończę wspomnienia „ucznia" i pokrótce postaram się odnieść do mojej pracy pedagoga w tutejszej szkole. Jak już wspomniałem pracę rozpocząłem 1 września 1973 r. Jest to data dla tej szkoły niezwykła, bowiem po wieloletniej działalności pedagogicznej na emeryturę przeszli p. p. Surówkowie. Szkoła pod kierownictwem p. Surówki stała na wysokim poziomie dydaktycznym. Odszedł człowiek, który zasłużył się dla społeczności, nauczyciel tajnego nauczania. Jego miejsce zajął miejscowy nauczyciel mgr Kazimierz Mika. Nastąpiły zmiany w kadrze nauczycielskiej. Nie wolno było obniżyć prestiżu szkoły. Stąd duże wyzwania zwłaszcza przed nowo przybyłymi nauczycielami. Moja sytuacja też nie była łatwa. Byłem „stąd", a więc wymagania wobec mnie rosły. Czy udało mi się sprostać zadaniu? Myślę, że odpowiedział na to mój przedmówca, wówczas nowy dyrektor szkoły. Nie będę więc rozwodził się nad tym problemem. Chociaż przyznam, że czasami nie było łatwo.
Najmilej z tego okresu czasu wspominam działalność na polu sportu szkolnego. Siłami uczniów udało się poszerzyć bazę sportową wokół szkoły. Zbudowaliśmy utwardzone boiska do siatkówki i koszykówki, skocznię do skoku w dal. Dzięki życzliwości dyrektora udało się zakupić nowy sprzęt sportowy dla szkoły. Uczniowie startowali w sportowych zawodach szkolnych odnosząc coraz większe sukcesy, nawet na szczeblu wojewódzkim. Jako szkoła gminna (była wtedy Gmina Koźmice Wielkie) organizowaliśmy dla szkół gminy cykl zawodów sportowych. Pragnę nadmienić, że wydatną pomoc otrzymywałem od dyrektora, który niejednokrotnie osobiście angażował się w organizację zawodów. Rozpoczynał wtedy również swoją działalność w sporcie szkolnym p. Jerzy Cholewa, który służył swoją pomocą przy organizacji imprez. Propagował nowe dyscypliny, takie jak szachy, kolarstwo, czy tenis stołowy. Trzeba stwierdzić, że mimo bardzo trudnych warunków była atmosfera pracy, dobry klimat i współpraca. Wszyscy darzyli się wzajemnym szacunkiem, co gwarantowało, że poziom dydaktyczno-wychowawczy szkoły został utrzymany. Wypada mi na tym zakończyć, bowiem obszerne wystąpienie mego przedmówcy szeroko poruszyło problem i prawdopodobnie wiele omówionych już spraw poruszyłbym ponownie. W 1987 r. otrzymałem propozycję objęcia stanowiska dyrektora szkoły w Węgrzcach Wielkich. Przyznam że tylko sytuacja rodzinna zmusiła mnie do podjęcia tego wyzwania. Moim marzeniem zawsze była praca w rodzinnej miejscowości, odkąd postanowiłem być nauczycielem. Był to wybór świadomy, a nie przypadkowy. Niewątpliwie wpłynęła na to atmosfera tej szkoły. Dziękuję."