Jerzy Cholewa: „Gdy byłem uczniem w podstawówce w Koźmicach w klasie siódmej przygotowaliśmy przedstawienie pt. „Za górami za lasami". Reżyserowała je pani Józefa Kowal. Dla mieszkańców wsi wystawiliśmy je w sali Domu Kultury. Oprócz braw otrzymaliśmy datki. Za zebrane pieniądze byliśmy na dwudniowej wycieczce w Warszawie. Na zdjęciu wykonanym 24. 06. 1966 r. przed pomnikiem Nike jest 48 osób + przewodnik. Widoczni są nauczyciele Wanda Sułkowska, Kazimierz Mika oraz kierownik Klemens Surówka. Jedną z opiekunek była moja mama, Józefa Cholewa. Rozpoznałem również opiekunów: Eugeniusza Kaczora, Józefę Latosińską, Albinę Dańdę.
Kiedy pani Janina Piątek była dyrektorką szkoły wówczas ja byłem w tej szkole nauczycielem wychowania fizycznego. Prowadziłem nie tylko lekcje wf-u ale reprezentacje szkoły na Mistrzostwa Miasta i Gminy Wieliczka. Oto kilka zdjęć.
W 1981 r. podczas porannych lekcji na dolnym korytarzu Szkoły Podstawowej w Koźmicach Wielkich pojawił się dym, ulatniający się przez drzwi do kotłowni. Pracowała pompa tłocząca wodę ze studni. Pani dyrektor Małgorzata Pasisz zwróciła się do mnie z prośbą o rozeznanie niebezpiecznej sytuacji a sama podjęła decyzję o ewakuacji uczniów. Natychmiast powiadomiła Straż Pożarną. Wyłączyliśmy dopływ prądu. Razem z uczniem Tadeuszem Grochalem nalaliśmy wody do kilku wiaderek. weszliśmy po schodkach do kotłowni. Dotychczas w niej nigdy nie byłem co utrudniało moje działanie. Po otwarciu drzwi zobaczyliśmy ogień w gęstym dymie. Słychać było trzask palącego się drewna. Z poza ściany przy schodkach skierowaliśmy strumień wody w kierunku ognia, co dało pozytywny efekt. Po kilku wylanych wiaderkach zagasiliśmy źródło ognia. W międzyczasie przyjechali strażacy i od zewnątrz przez drugie drzwi dostali się do całkowicie zadymionej kotłowni. Było tam kilka ton miału i piec grzewczy na którym palacz kotłowy podsuszał sobie drewno do podpałki. Nastąpił samozapłon na skutek wysokiej temperatury. Mieliśmy szczęście że zagasiliśmy dość szybko ogień w zarodku i nie spowodował on zapalenia się składowanego miału w pobliżu pieca centralnego ogrzewania. Emocje z tamtego dnia pozostały we mnie do dzisiaj."
Anna Kałuża: „Moja mama, Helena Turcza, była uczennicą szkoły podstawowej w Koźmicach Wielkich, gdy w latach 1925-1932, kierownikiem był Antoni Szaper. Wspominała, że Pan Szaper był bardzo surowy i rygorystyczny. Gdy uczeń zachowywał się niegrzecznie, to bił linijką po rękach. W jej klasie była koleżanka Władysława Sumera. Siedziały w jednej ławce. Siostra Władzi, Józefa Sumera, była nauczycielką w szkole. Władzia rozmawiała na lekcji, za co nauczycielka wywołała ją pod tablicę i kazała jej za karę klęczeć na grochu. Gdy po odbyciu kary, Władzia wróciła do ławki, to Helena powiedziała do niej: „Gdyby moja siostra była nauczycielka, to na pewno nie klęczałabym na grochu". Nauczycielka to usłyszała i powiedziała do mamy: „Ty Turczonka uważaj, bo możesz klęczeć".
Gdy uczęszczałam do podstawówki w Koźmicach, za kierownika Surówki, była dyscyplina i poszanowanie nauczyciela. Chociaż czasami uczeń miał żal w sercu, bo uważał, ze za nisko zostało oceniony, ale mimo to kłaniał się nauczycielowi i z nim rozmawiał. Tak było ze mną i z Panią Poznańską, która dała mi słabą ocenę z historii, ale gdy ją spotkałam wracając z łąki to zawsze z nią rozmawiałam."
Janina Piątek: „Powiem co uczniowie w szkole mogą zrobić. Miałam lekcję w swojej ostatniej klasie, w której był m.in. Andrzej Stanek. Tyle co wyszłam z klasy, dzieci mnie wołają: „Proszę panią bo Andrzej wbił sobie ołówek w podniebienie." Wracam, patrzę, rzeczywiście. Przestraszyłam się. Pytam jak ty to zrobiłeś. Proszę panią klęknąłem, wziąłem ołówek i stukałem, wbiłem w podniebienie".
Innym razem wchodzę do klasy na piętrze, a uczeń siedzi okrakiem na oknie. Niechby któryś drugi chłopak go pchnął, ten wypadłby i byłby połamany. W szkole trzeba bardzo uważać na dzieci. Praca nauczyciela jest trudna i odpowiedzialna.
Uważałam, że gdy do szkoły przychodzi nowy nauczyciel powinien otrzymać pomoce do lekcji, zapoznać się z instrukcjami, być otoczony opieką koleżeństwa."
Grażyna Gwiżdż: „Wcześniej pracowałam w szkole w Pawlikowicach, do czasu gdy szkoła została zlikwidowana. Dostałam propozycję pracy w szkołach w Koźmicach Wielkich lub w Sygneczowie. Wybrałam Koźmice, bo tu odwiedzałam babcię. Wówczas dyrektorem była Janina Piątek. Swoje przyjęcie do szkoły mile wspominam, bo było bardzo serdeczne. Pani dyrektor była wyrozumiała chociaż każdy ma swoje lepsze i gorsze dni. I pewnego dnia coś zawaliłam. Wpadła Pani dyrektor do kancelarii, wszystkie moje koleżanki wyszły, a ja stanęłam jak wryta i słucham jak Pani dyrektor na mnie krzyczy.
Janina Piątek: „Ja to pamiętam. Na początku roku poleciłam nauczycielom żeby przeczytali moje zalecenia odnośnie przygotowania wystroju klas. Minęły dwa tygodnie i nic nie jest zrobione. Zdenerwowałam się i zaczęłam krzyczeć, padło na Panią Grażynę. Koleżanka Janina Fitrzyk, anglistka, mówi: „Co ci się stało, ty taka nie jesteś"
Grażyna Gwiżdż: „Pani dyrektor się wyciszyła i mogłam dalej pracować."
Janina Gabryś z d. Michalik: „Jestem rodowitą Koźmiczanką. Tu urodziłam się w 1934 r. jako córka Anny i Wojciecha Michalików. Mój tato przez 45 lat pracował w wielickiej kopalni do której chodził cały ten czas pieszo. Gdy miałam 6 lat uczęszczałam do szkoły do pierwszej klasy. Przyszło się ze szkoły to trzeba było iść do lasu na borówki, żeby były na sok. Potem musiało się krowę napaść na łące. A wieczór dopiero był czas na naukę. U pani Latosińskiej Sumerowej mieszkał nauczyciel Hymczak, który zawsze mnie widział jak pasłam krowę i pytał mnie: „A kiedy ty się Michalikówna nauczysz?" a ja na to: „A może się nauczę proszę pana". Na drugi dzień mnie pytał, a ja nie odpowiedziałam na pytanie. On: „Michalikówna, ty to w życiu będziesz krowy paść". Te słowa zapamiętałam. Wtedy było zupełnie inne życie niż dziś.
Wspominam I komunię św. Teraz komunia to jest „Ameryka". Ja miałam ją w Wieliczce. Do kościoła szło się boso piechotą. Na Klaśnie była pompa-studnia, gdzie wymyłam nogi. Mama za skarpetkami to chodziła po domach żeby je pożyczyć, u Janowskiego, u Dyla, bo nie było na to. Niosła mi buty do komunii. Po komunii ksiądz zaprosił nas na plebanię, na kakao i bułkę. Jakie to było wspaniałe. Nie zrobiłam sobie zdjęcia bo była duża kolejka do jednego fotografa. Z mamą poszłam do domu. Nie mam pamiątkowego zdjęcia.
W Koźmicach, gdzie dziś jest Dom Kultury, kiedyś było gminne pastwisko, które moja mama harendowała i tu pasłam krowy. W pobliżu był staw, w który je poiłam. Jak miałam 14 lat, to w starej szkole Rózia Kusina uczyła nas tańców. Na próby chodziłyśmy wieczorami. Na dożynkach tańczyłyśmy krakowiaka, poloneza, odgrywaliśmy cygana. Ze mną w parze był Jasiek Pirowski. Jak się człowiek cieszył. Nam się wszystko chciało.
Dziś młodzież ma wszystko lecz niewiele jej się chce. Mają piękny Domu Kultury i co tu robią? Uważam, że dziś młodzież jest zapracowana. Ma dobrze, a mama i tata nie doganiają jej do pracy w domu czy w gospodarstwie. Ma czas na oglądanie telewizora, komputera."
Małgorzata Pasisz: „W szkole w Koźmicach byłyśmy z Ninką w takich relacjach: najpierw Ninka była przez pewien czas moją podwładną, a potem za jakiś czas ja byłam nauczycielką a ona dyrektorką. Obserwując Ninę jako dyrektorkę byłam pełna podziwu dla niej. Jak wspaniale współpracowała z nauczycielami. Nie było takiego stresu, bo Pani Dyrektor jakoś odezwie się nieelegancko, czy poniży nauczyciela, któremu się nie powiodło. Jeżeli omawiała z nauczycielem lekcję to zawsze najpierw mówiła to co dobre, a temu który nie miał jeszcze odwagi by pokazać swoje umiejętności, umiała go podbudować a potem między tymi plusami mówiła o minusach, które zauważyła. Mówiła to w taki sposób, że nie płakali na nią nauczyciele tylko brali to sobie do serca. Na mnie zawsze dobrze wpływała. Mówiła pięknym językiem. Pan Surówka był ostry ale życzliwy, ale przed nim trochę drżałam. Przy Pani Ninie nauczyciele nie byli zdenerwowani bo mogli przyjść i zapytać się. Takie podejście jest dobre i daje efekty, bo wstyd nauczycielowi jak dyrektorka się dobrze się do mnie odnosi, mimo że coś tam zawaliłam, to na drugi raz jest mu wstyd żeby znowu zawalił. To chciałam podkreślić."
Józefa Kowal: „Na początku pierwszego roku nauki kierownik Surówka polecił mnie i koleżance Pasisz zrobić spis z natury narzędzi w dwóch skrzynkach. Nie wiedziałyśmy jak te narzędzia się nazywały, określiłyśmy to po swojemu i potem było dużo śmiechu."
Małgorzata Pasisz: „W księdze inwentarzowej był spis tych narzędzi. Była tam też przyżnia, ale nie wiedziałyśmy co to jest. Po spisaniu z natury korygowałyśmy nasz spis z księgą inwentarzową. Wszystko musiało się zliczyć, podsumować co do złotówki."
Jadwiga Duda: „Pani Józefa Kowal udostępniła mi zdjęcie z okresu II wojny światowej, kiedy jako Józefa Kurowska, córka Zofii i Walentego, ur. 13.03. 1934 r., była uczennicą w tutejszej szkole. Będąc w roku szkolnym 1943/44, w klasie trzeciej, przystąpiła do I komunii św. w kościele parafialnym św. Klemensa w Wieliczce. Zdjęcie wykonano przed kościołem, na schodach od strony północnej. W klasie było 57 uczniów, w wieku od 8 do 15 lat, którzy na zdjęciu są w strojach komunijnych, dziewczynki w białych sukienkach z wianuszkami na głowie i lilijką w ręku, a chłopcy w garniturach ze świecami. Wraz z dziećmi na fotografii są: Ferdynand Fryt, kierownik szkoły, ks. Józef Kalemba, katecheta i Wanda Windak, wychowawczyni. Wśród uczniów były dzieci urodzone w: 1936 r., lat 8: Mauna Mandera, 1935 r., lat 9: Tadeusz Kapusta, Zofia Mitan, Michalina Żołnierczyk, 1934 r., lat 10: Józefa Batko, Franciszek Bułat, Stanisław Batko, Władysław I Cholewa, Eleonora Dyl, Stefania Grochal, Władysław Grochal, Czesław Jamróz, Józefa Kurowska, Janina Kaczor, Krystyna Kaczor, Edward Kapusta, Józef Kowal, Zuzanna Maciejowska, Helena Mitan, Jan Michalik, Krystyna Piątek, Czesław Półtorak, Danuta Stachura, Józef Szybowski, Witold Windak, Kazimiera Zgud, 1933 r. - lat 11: Augustyn Braś, Maria Gabryś, Helena Kozioł, Jadwiga Kusina, Henryk Mielec, Stefania Nowak, Emilia Pituła, Aniela Stachura, Stanisław Sumera, 1932 r. - lat 12: Czesław Babczyk, Władysław Cholewa, Julian Gabryś, Mieczysław Gabryś, Janina Kowal, Emil Maciejowski, Józef Nawalany, Jan Piątek, Stanisław Stachura, Stanisław Tatara, Krystyna Czyżowska, 1931 r., lat 13: Wacław Kozłowski, Franciszek Ptak; w 1930 r. mające 14 lat: Zofia Czyżowska, Katarzyna Jagła, Stanisława Gabryś, Stefan Jamróz, 1929 r., lat 15: Stanisława Gabryś.
Pani Kowal udostępniła do zeskanowania także inne zdjęcia z okresu swojej pracy w koźmickiej szkole oraz z jubileuszu 30.lecia ukończenia szkoły w 2008 r., zorganizowanego przez absolwentów z 1978 r. „Gdy byłam uczennicą szkoły geografii uczyła mnie Józefa Kowal. Była bardzo wymagająca. Najpierw trzeba było nauczyć się stolic państw europejskich nazw państw a potem trzeba było umieć pokazywać je na mapie. Uczyłam się z ochotą. Polubiłam ten przedmiot dzięki Pani Kowal.
Do pracy w koźmickiej podstawówce przyszłam w 1991 r., gdy szkoła kierowała Janina Piątek. Uczyłam historii, wiedzy o społeczeństwie oraz miałam wychowawstwo klasy VII b. Ponieważ ukończyłam archeologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, pracowałam w muzeum i chcąc uczyć w szkole musiałam uczęszczać na kurs uprawniający mnie do nauczania ww. przedmiotów organizowany przez Kuratorium Oświaty w Krakowie.
Nie było żadnych lekcji nie zagospodarowanych. Gdy jakiś nauczyciel zachorował, trzeba było przygotować się do lekcji języka rosyjskiego, czy fizyki i uczyć."