Antoni Tatara - górnik (1890 -1984)
Przodkowie Antoniego Tatary od pokoleń związani byli z Kopalnią Soli w Wieliczce. Zarówno ojciec Jan, jak i dziadek Kazimierz byli górnikami. Gdy w XIX w. na potrzeby kopalni wycięto las, który porastał tereny dzisiejszego przysiółka Koźmic Wielkich - Kopce 2 ,Kazimierz Tatara jako górnik skorzystał z możliwości zakupu ziemi po wycince. Jego potomkowie do dziś mieszkają tam po sąsiedzku. Syn Kazimierza - Jan, a ojciec Antoniego, też zamieszkał tam wraz z żoną Antoniną Batko z Koźmic Małych.
Antoni Tatara urodził się 13 lipca 1890 r. Miał sześcioro rodzeństwa, z których wiek dojrzały osiągnęło dwoje: ks. Kanonik Klemens Tatara i Ludwik Tatara - absolwent Politechniki Lwowskiej. Dwaj bracia: Józef i Stanisław, oraz siostra Marianna, zmarli w 1897 roku, a brat Franciszek w 1891 roku. W styczniu 1905 roku w wojnie rosyjskiej zginął ojciec Jan, a w październiku tego samego roku brat Klemens wstąpił do Seminarium Duchownego przy Uniwersytecie Jagiellońskim i od tej pory Antoni opiekował się Matką i sześcioletnim bratem Ludwikiem. Jako młody chłopak zatrudnił się w Wielickich Salinach. Zachował się jego „Regulamin służbowy dla robotników c. k. zarządu salinarnego w Wieliczce ważny do 1.12. 1911 r (Lwów, 1909). Niedługo potem, w 1911 roku został powołany do służby w wojsku austriackim. W 1913 roku odbył 6- miesięczny wojskowy kurs sanitarny w Krakowie. W wojsku otrzymał stopień plutonowego. W momencie wybuchu I Wojny Światowej służył w 13 Pułku Piechoty Armii Austriackiej i wyruszył na front ze swoim plutonem. W 1914 roku brał udział w dwóch dużych bitwach z Armią Rosyjską pod Lublinem i pod Dęblinem. Niedługo potem doszło do potyczki z oddziałem rosyjskim pod Kielcami. Mimo tego, że dowódca oddziału rosyjskiego zginął od kuli jednego z żołnierzy plutonu Antoniego, Rosjanie dostali posiłki i pluton Antoniego Tatary został otoczony, w wyniku czego wszyscy dostali się do niewoli. Cały oddział został wywieziony na Syberię w okolice Irkucka. Podróż do miejsca zesłania trwała 32 dni: 26 pociągiem i 6 dni kibitkami. Wysadzono ich w lesie i pozostawiono samych sobie. Straży nie było, bo i gdzie mieli uciekać? Mieszkali w ziemiankach. Ich zadaniem było wyrąbywanie lasów na opał dla kolei transsyberyjskiej. Pociąg co jakiś czas przejeżdżał tamtędy, zabierał przygotowany opał. Z pociągu czasem zrzucano im worki z jedzeniem. Był to suchy prowiant, a o resztę musieli sami zadbać. Nie mieli broni, wokół pełno dzikiej zwierzyny. Na Syberii przebywali prawie dwa lata. W zimie musieli zmagać się z dużym mrozem, takim, że ślina zamarzała w drodze z ust na ziemię. Żeby nie zamarznąć, budowali prowizoryczne sauny tzw. „banie". Była to szopa z desek sosnowych. W szopie tej układano duży kamień, pod którym rozpalano ognisko. Nad kamieniem umieszczano koryto pełne wody, w którym był mały otwór zatkany kołkiem. Jak kamień był już dobrze rozgrzany wyciągano kołek i woda powoli wylewała się na kamień. Pomieszczenie wypełniało się parą. Taka kąpiel parowa rozgrzewała organizm człowieka do tego stopnia, że parę godzin można było pracować. Pozostałe pory roku były mniej dokuczliwe. Po rewolucji październikowej dostali propozycję - „jak chcecie to możecie na własną rękę wracać do swoich domów". Trudno sobie wyobrazić, jak ciężki to był powrót. Trzeba było iść nocą, aby nie spotkać zarówno czerwonych - zwolenników nowych, komunistycznych porządków, jak i białych żołnierzy rosyjskich - zwolenników odchodzącego caratu. Ci najpierw strzelali a potem pytali: „Kto ty jesteś?". Grupa zabiedzonych, obdartych zesłańców przez jednych i drugich była uważana za wrogów. W dzień ukrywali się w chutorach, zarabiając na kawałek chleba. Po drodze musieli pokonać wpław dwie ogromne rosyjskie rzeki: Ob i Irtysz. Ich szerokości w żaden sposób nie można porównać z szerokością naszej Wisły. Trzeba więc sobie wyobrazić , jakiej wytrzymałości i siły woli przetrwania trzeba było, by tego dokonać .Droga powrotna trwała około półtora roku - był to dystans około 6000 kilometrów. W końcu dotarli do Lwowa. Razem z Antonim Tatarą wracało dwóch Słowaków i Chorwat. Byli to żołnierze z jego plutonu. We Lwowie pożegnali się i każdy udał się w swoje rodzinne strony. Jeden ze Słowaków był potem na weselu Antoniego Tatary. Antoni Tatara niedługo po powrocie - 19 listopada 1918 roku, ożenił się z Anną Rzepówną i na drugi dzień po ślubie wrócił do pracy w wielickiej kopalni, gdzie pracował do emerytury . Do pracy miał około 7 kilometrów, bowiem po ślubie przeprowadził się do żony na Bugaj. Pamiętam, jak opowiadał, że aby zdążyć na szychtę na godzinę 6, wychodził z domu po 4 godzinie. Ale nie szedł sam, bo całe zastępy górników maszerowały do kopalni jeszcze z dalsza, podobno nawet z okolic Dobczyc. Małżeństwo mojego Dziadka zostało zaaranżowane przez dwóch księży: ks. Klemensa Tatarę i ks. Franciszka Sitko. Jeden z nich miał siostrzenicę 18-letnią,posażną jedynaczkę, zaś drugi- brata, co dopiero wrócił z syberyjskiej niewoli. Panowie się „dogadali", rodzice dali przyzwolenie i niedługo po tym odbył się ślub. A potem przyszła prawdziwa, piękna i dozgonna miłość. Małżonkowie przeżyli ze sobą 60 lat. Dochowali się czterech córek, dziewięcioro wnuków i trzydzieści czworo prawnuków.
Mój dziadek, mimo, że nie był wykształcony jak jego bracia, bo ktoś musiał zostać na gospodarstwie, to był człowiekiem światłym, otwartym na wszelkie nowości. W okresie międzywojennym, razem ze swoim teściem, Walentym Rzepą zbudował nowy młyn. Walce do mielenia zboża sprowadził z Wiednia. Tuż przed Drugą Wojną Światową chciał zmienić napęd młyna z wodnego na elektryczny. W tym celu razem z właścicielem drugiego młyna - panem Piotrem Mitanem zbudował linię średniego napięcia z Wieliczki do Koźmic. Linię tą zaprojektował jego brat - inżynier elektryk Ludwik Tatara, absolwent Politechniki Lwowskiej. Antoni Tatara był bardzo pobożnym człowiekiem. Jak opowiadała mi jedna z Jego córek, co roku w sierpniu szedł pieszo na odpust do Kalwarii. Pracował ciężko przez cale życie, bo oprócz pracy w kopalni, miał duże gospodarstwo, młyn i staw rybny. Z tym młynem wiąże się wydarzenie, które mogło zakończyć się tragicznie dla mojego Dziadka. Otóż po wojnie, kiedy nastały czasy komunistyczne, zaplombowano mu młyn, nie wolno mu było mielić zboża. Dziadek, który tak łatwo się nie poddawał, a przeszedł wiele w życiu, zdenerwował się i zdjął plomby, bo jakże to - z własnego młyna nie może korzystać? Niestety prawie natychmiast został aresztowany, osadzony na Montelupich z groźbą zesłania do sowieckiego łagru. Jakimś cudem udało się uwolnić go od tej tragedii. Nieraz powtarzał, że udało mu się wrócić z Syberii, ale tym razem chyba by się nie udało.
W czasie okupacji, w swoim gospodarstwie położonym w kotlinie, z dala od innych gospodarstw udzielał schronienia profesorom uczelni krakowskich i ich rodzinom, którzy uciekali przed łapankami. Między innymi w domu na Bugaju przebywał profesor AGH- Józef Kalisz z siostrą, profesor Nikiel z UJ z synem i żoną. W razie niebezpieczeństwa w stodole była przygotowana kryjówka.
Antoni Tatara po przejściu na emeryturę całkowicie poświęcił się pracy w swoim gospodarstwie. Był wspaniałym mężem, ojcem, dziadkiem i pradziadkiem. Zmarł w Wielki Piątek -20 kwietnia 1984 roku. Żył 94 lata. Jest pochowany w grobowcu rodzinnym Rzepów, Tatarów i Pirowskich na Cmentarzu Parafialnym w Gorzkowie.
przygotowała: Helena Szymaczek