Start » Katastrofa lotnicza nad Koźmicami w styczniu 1945 » Artykuł Piotra Sadowskiego
  • Start
  • Galerie
  • Forum Dysk.
  • Drzewo gen.
  • kozmice.pl
  • Klub GROTA
  • UMiG
  • O sołectwie
  • Koźmice - Koźmiczanie
  • Historia Koźm. Wlk
  • Parafia p.w. Trójcy Świętej
  • Akcja Katolicka
  • Oświata w Koźm. Wlk
  • Biblioteka publiczna
  • UKS Magnum
  • Koło Gospodyń Wiejskich
  • Sport
  • Ochrona zdrowia
  • Archiwum aktualności
  • Nasze Przedszkole
  • Polecamy
  • Kontakt
  • Nasza e-biblioteka
Artykuł Piotra Sadowskiego

Ogień nad Sieprawiem

Nocne operacje lotnicze nad południową Małopolską na przełomie 1944 i 1945 r. do niedawna były białą plamą w badaniach historii II wojny światowej w tym regionie. Dopiero dzięki najnowszym pracom, w których uczestniczyło wielu pasjonatów lokalnej historii, udało się odnaleźć nie znane dotąd historykom miejsca katastrof lotniczych z tego okresu. Ustalono przebieg zdarzeń, a także to, co najważniejsze - personalia i miejsca pochówku lotników, do dziś figurujących w dokumentach swoich jednostek jako „zaginieni w akcji", przywracając tym samym tożsamość bezimiennym dotąd ofiarom największego konfliktu w dziejach. Gdyby ich dramaty rozgrywały się w dzień, miałyby przypuszczalnie większą liczbę obserwatorów i byłyby nieco szerzej znane. Tymczasem, o naocznych świadków nocnych epizodów jest nadzwyczaj trudno. 

Obszar pomiędzy Beskidami i doliną Wisły stanowił korytarz, w którym od jesieni 1944 r. przemieszczały się samoloty radzieckie w drodze nad cele położone na Śląsku, a także z zaopatrzeniem dla grup partyzanckich w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Załogi wykonywały tutaj kilkugodzinne loty - wszak do końca stycznia 1945 r. najbliższe bazy Lotnictwa Dalekiego Zasięgu (ADD) znajdowały się w rejonie Lwowa, a jedynie misje specjalne odbywano z lotnisk w Rzeszowie i Mielcu. W styczniu 1945 r. samoloty 18 Armii Lotniczej - zorganizowanej pod koniec poprzedniego roku z jednostek Lotnictwa Dalekiego Zasięgu, elity radzieckiego lotnictwa bombowego - pojawiły się m.in. nad �?odzią, Katowicami, Ostrawą i Wrocławiem, a także miastami w Prusach Wschodnich. 
Wieczorem 16 stycznia 1945 r. 61 samolotów 4 Gwardyjskiego Korpusu Lotnictwa Bombowego atakowało węzeł kolejowy w Katowicach. Na miasto spadło 67 ton bomb. Pojedyncze załogi zrzuciły ładunek bomb na cele alternatywne w Oświęcimiu, Bytomiu, Jaworznie oraz innych miastach śląskiego okręgu przemysłowego. I tu zaczyna się opowieść o tragedii pięciu młodych ludzi, których wojenny los zagnał nad północne rubieże ziemi myślenickiej.

Około godz. 22 nieżyjący już mieszkaniec Sieprawia, Kazimierz Lenczowski, dostrzegł bombowiec wzięty w snopy reflektorów artylerii przeciwlotniczej z rejonu Mogilan. Wkrótce do basowego odgłosu silników dołączył dźwięk silnika innego samolotu. Niebo przecięły serie z działek - i nagle wszystko ucichło. Wydawało się, że zaatakowany bombowiec wyłączył silniki i próbuje ujść lotem ślizgowym. Jednocześnie, znajdując się już nad Sieprawiem, wyszedł z zasięgu oświetlających go reflektorów.
Kolejny świadek zdarzenia - Władysław Chwastek - mimo dość późnej pory przebywał wraz z kolegami na podwórzu gospodarstwa znajdującego się północ od dworu w Kawęcinach. W pewnym momencie rozmawiający usłyszeli głos silników, a następnie dostrzegli nad Kawęcinami samolot, ciągnący za sobą smugę ognia - to płonęła benzyna z rozerwanych zbiorników. Zraniona maszyna okrążyła Byszyce (należące wówczas do gminy Siepraw), Gorzków, a następnie wyłoniła się zza byszyckiego wzgórza. Wydawało się, że spadnie nieopodal przypadkowych widzów, lecz nagle samolot - lecący już na niedużej wysokości - zwalił się na lewe skrzydło i uderzył w trzy dęby rosnące na przeciwległym zboczu, na terenie Byszyc, ściął je i eksplodował. Wybuch rozrzucił płonące szczątki maszyny na przestrzeni kilkuset metrów, a od fali uderzeniowej popękały szyby w oknach najbliższych domów.
W pobliskim gospodarstwie w Byszycach mieszkała Janina Romaniec (po mężu Chlebda). Zapamiętała, że tego wieczoru słyszano wiele przelatujących samolotów. Jej ojciec spoglądał przez okno i w pewnej chwili powiedział, że jeden z tych samolotów się pali. Za moment usłyszano ogromny huk. Po otrząśnięciu się ze strachu, gospodarze wybiegli zobaczyć co się stało. Ujrzeli zniszczoną ścianę stajni i rosnące języki ognia, zagrażające zabudowaniom. Na szczęście zbiegli się sąsiedzi, z których pomocą ugaszono pożar w zarodku. W nieodległym stawie dopalał się jakiś zbiornik, a dookoła porozrzucane były szczątki skrzydeł i inne elementy bombowca. Podobnie zapamiętał przebieg zdarzenia Józef Bujas z Sieprawia, który wspominał płonące, rozrzucone po polach części.

Samo miejsce katastrofy, które następnego dnia odnaleźli również Niemcy, wyglądało przerażająco. Dęby, o które uderzył samolot zostały ścięte na pewnej wysokości. Przy nich leżały większe fragmenty blach aluminiowych, zabrane później przez okolicznych mieszkańców. W dużym promieniu leżały drobniejsze elementy, częściowo spalone, a pośród śniegu widoczne były czarne plamy wypalonej ziemi. Na granicy Koźmic Wielkich i Byszyc odnaleziono ciało jednego z lotników - prawdopodobnie z powodu zbyt małej wysokości nie otworzył mu się spadochron. Drugi lotnik wypadł z samolotu w ostatnich sekundach przed upadkiem i zawisł na drzewach. Kawałek dalej, w miejscu gdzie spadła maszyna, odnaleziono szczątki trzech innych członków załogi. Uznano wówczas, że wśród poległych lotników była jedna kobieta. Wszystkich pochowano w bratniej mogile na terenie Sieprawia. W lutym 1948 r., gdy budowano wojenne nekropolie, ciała lotników ekshumowano i złożono w trumnach, które Franciszek Bujas zawiózł furmanką na cmentarz w Myślenicach. Przez długie lata załoga samolotu była bezimienna. 

W 2009 roku, na podstawie znalezisk terenowych i relacji, członkowie grupy badawczej oddziału PTH Nowy Targ ustalili, że rozbitą maszyną był prawdopodobnie amerykański bombowiec B-25 Mitchell, dostarczany do Związku Radzieckiego w ramach Lend-Lease'u. W wyniku dalszych badań, udało się zidentyfikować załogę oraz inne okoliczności zdarzenia, a także - co najważniejsze - poinformować rodziny lotników o miejscu pochówku ich krewnych. 

Wśród 72 maszyn, które wieczorem 16 stycznia 1945 r. wystartowały z lotnisk pod Lwowem i Winnicą na bombardowanie Katowic był samolot B-25J lejtnanta gwardii Andriejewa, należący do 250 gwardyjskiego pułku 14 Gwardyjskiej Dywizji Lotnictwa Bombowego, stacjonującego w bazie Kalinowka koło Winnicy na Ukrainie. Poszczególne załogi atakowały cel między 21.12 a 22.30. Trudno powiedzieć, czy samolot Andriejewa leciał nad cel, czy może już wracał do bazy - rozmiary eksplozji wskazują raczej, że na pokładzie maszyny jeszcze były bomby, co też sugerują niektórzy świadkowie. 
Prawdopodobnie lecąc na południe od Krakowa maszyna została wykryta przez reflektory przeciwlotnicze, rozmieszczone w rejonie Świątniki Górne - Mogilany. Oślepiony pilot w tej sytuacji powinien wykonać manewr, aby obsługi reflektorów straciły go z oczu. Być może wskutek takiego właśnie skrętu ze zniżaniem samolot znalazł się na kursie wschodnim. I prawdopodobnie wtedy pojawił się niewielki, nieprzyjacielski myśliwiec. Inna załoga lecąca tej nocy na Katowice, choć dość precyzyjnie określiła rejon zestrzelenia swoich towarzyszy (kilkanaście kilometrów na południowy wschód od Krakowa), wskazała jednak na artylerię przeciwlotniczą jako sprawcę zdarzenia. 

Trafiony samolot zapalił się, przelatując nad Sieprawiem i tracąc wysokość. Nad miejscowością zdołał wyskoczyć strzelec pokładowy, starszy sierżant gwardii Komarow (wrócił do jednostki 24 stycznia). Z jego spadochronu w jednym z gospodarstw uszyto później pościel. Pozostałym członkom załogi ewakuację utrudniał rozprzestrzeniający się błyskawicznie pożar. Drugi z lotników próbował opuścić samolot, lecz jego spadochron nie otworzył się. W miejscu jego śmierci stoi wystawiony w 1968 r., dziś nieco zaniedbany pomnik. Kolejny członek załogi wyskoczył, czy może wypadł z ciężko uszkodzonego samolotu tuż przed uderzeniem w ziemię. Trzej polegli w miejscu rozbicia się maszyny. Wszystko - od momentu trafienia do upadku - trwało nie więcej jak 90 sekund.

W tym tragicznym zdarzeniu śmiercią lotnika zginęli: 
Timofiej Nikiticz Andriejew, lejtnant gwardii, dowódca klucza, zajmujący w misji miejsce drugiego pilota, ur. 1918 we wsi Dieriugino w rejonie Kurskim,
�?ukian Fiedotowicz Andriejew, młodszy lejtnant gwardii, pilot i dowódca samolotu, ur. 1920 we wsi Terechino pod Nowosybirskiem;
Grigorij Iwanowicz Sumskij, lejtnant gwardii, nawigator klucza, ur. 1923 w przysiółku Iwanowskij w Ałtajskim Kraju;
Paweł Pawłowicz Wołkow, sierżant gwardii, strzelec-radiotelegrafista, ur. 1926 we wsi Nowaja koło Omska; 
Timofiej Timofiejewicz Andrianow, starszy szeregowy gwardii, strzelec pokładowy, ur. 1926 w wiosce Pieriewieswo w Republice Mordwińskiej, 500 km na wschód od Moskwy.
Wszyscy spoczywają w kwaterze wojennej na cmentarzu w Myślenicach, w mogile zbiorowej nr 9 - jest to trzecia mogiła licząc od strony pomnika, na prawo od centralnej alejki. Cześć Ich pamięci!

Warto w tym miejscu poświęcić kilka zdań możliwej przyczynie zestrzelenia. Pochodząca z 1945 r., odnaleziona w archiwum krótka wzmianka, a także relacja bezpośredniego świadka Kazimierza Lenczowskiego wskazują jednoznacznie na myśliwiec - i to prawdopodobnie jednosilnikowy. Co prawda nie potwierdzają tego dokumenty Luftwaffe, lecz te dla 1945 r. nie są kompletne. Nie można też wykluczyć, że samolot nie był niemiecki, lecz należał do węgierskiej eskadry, stacjonującej pod koniec wojny w Krakowie, na którą zwraca uwagę krakowski historyk lotnictwa, dr inż. Krzysztof Wielgus.
W czasie nalotu przeprowadzonego siłami dwóch korpusów na Morawską Ostrawę (wieczorem 19 stycznia), myśliwce zidentyfikowane przez strzelców pokładowych jako Messerchmitt Bf 109 zestrzeliły bombowiec Li-2 mł. lejt. Konowałowa oraz Ił-4 lejt. Owczinnikowa. W rejonie Myślenic para samolotów ścigała lecący na pułapie 3700 m inny Li-2, majora Siemionowa, który jednak zdołał uciec. Jednosilnikowe myśliwce przeważnie nie posiadały wyposażenia radarowego. Jednak dla obrony Niemiec sformowano jednostki działające wg taktyki „jasnego" polowania (niem. helle Nachtjagd) - atakowano bombowce podczas jasnych nocy, bądź oświetlone przez reflektory lub race, względnie widoczne na tle pokrywy chmur podświetlanej od spodu przez reflektory. Dotychczas nie ma potwierdzenia zastosowania taktyki „helle Nachtjagd" na tym obszarze - być może, miało to miejsce nad Sieprawiem w styczniową noc 1945 roku.

Piotr Sadowski

Dziękuję panu Markowi Lenczowskiemu z Sieprawia, którego informacje zachęciły mnie do zbadania tej historii. 

 


B-25J Mitchell w barwach lotnictwa ZSRR - taki samolot rozbił się pod Sieprawiem 16 stycznia 1945 r. (aut. nieznany, warbirdinformationexchange.com)


Radzieccy lotnicy w strojach wysokościowych, zima 1943/44. W starszych wersjach B-25 załoga liczyła pięć osób. (aut. nieznany, zb. Pawła Zakutina, lend-lease.airforce.ru)


2008 / 2021 :-) © .:: KOŹMICE ::. Wszystkie prawa zastrzeżone